á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Ash po tym jak jego przyjaciele poznali swoje życiowe partnerki czuje się samotny, (...) do czasu, aż przypadkiem w parku poznaje Josie. Młodą i utalentowaną artystkę. Mężczyzna przyłapuje dziewczynę na tym, że ta go ukradkiem rysuje. Jest nią zaintrygowany, pragnie ponownie ją spotkać. Wynajmuje człowieka, który ma śledzić dziewczynę i zdawać mu raport z jej poczynań, chce o niej wiedzieć dosłownie wszystko. Kiedy Josie zostaje bez grosza przy duszy, a musi opłacić czynsz, wystawia swoje obrazy w jednej z galerii, a także zastawia w lombardzie biżuterię należącą do jej matki, a wcześniej babki. Rodzinne klejnoty są jedyną pamiątką jaka została jej po dwóch bliskich kobietach. Ash dowiadując się, że dziewczyna ma problemy finansowe wykupuje wszystkie jej obrazy oraz biżuterię z myślą, że dzięki temu ponownie się spotkają i tak się właśnie dzieje. Mężczyzna proponuje, że odda kobiecie cenną biżuterię w zamian za wspólną kolację. Podczas wspomnianej kolacji Ash składa Josie intrygująca propozycję... Jaką propozycję dostanie Josie? Czy na nią przystanie? Z czego będzie musiała zrezygnować? Do jakiego przestępstwa posunie się Ash? Odpowiedzi na te i inne pytania szukajcie w książce.
Początek powieści jest bardzo banalny. On spotyka ją, jest to fascynacja od pierwszego spotkania. Pragnienie czeka na odpowiedni moment aż wybuchnie. Ona zaprząta mu myśli, on robi wszystko by ją jeszcze raz spotkać. Zakończenie dość przewidywalne. Czy tylko ja tutaj wyczuwam Harlequin???
„Jesteśmy sobie pisani, Josie. Od dnia, w którym spotkaliśmy się w parku, jesteśmy sobie przeznaczeni. Walka z tym to strata czasu i energii. Ja z tym nie walczę i tobie radzę to samo.” Jak dla mnie tempo książki jest zastraszająco szybkie, bo niby jak można zakochać się w tydzień? Mało realne, a jednak. Chociaż opisane są różne historie, to książka moim zdaniem jest bardzo podoba do „Pięćdziesięciu twarzy Greya”, z tym, że tutaj nie ma „czerwonego pokoju bólu”, a wszystko dzieje się w sypialni. Znajdziecie w niej opisywane sceny erotyczne, przyrządy, zabawy w łóżku, uległość, oddanie, nacisk na szczerość i prawdomówność.
„Prosiła go o coś perwersyjnego, a on zamierzał spełnić jej oczekiwania. Ręce go świerzbiły, żeby spuścić jej lanie i zobaczyć ślady dominacji na jej ciele. To prymitywne pragnienie całkowicie zawładnęło jego umysłem. Chciał ją posiąść, tak by nie było wątpliwości, kto jest jej panem.” Jeśli szukacie literatury wysokich lotów, to muszę was rozczarować, bo nie jest to ambitna lektura, ot lekkie czytadło na wyłączenie szarych komórek i rozluźnienie się. Mimo wszystko spędziłam z książką naprawdę przyjemne chwile. Czyta się ją wyjątkowo szybko, choć ma ponad 400 stron. Cała seria z pewnością spodoba się fankom literatury E.L. James, S. Day, jak i kobietom, które lubią czytać Harlequiny. Dużym minusem jest częste powtarzanie się dialogów! Nie twierdzę, że książka jest słaba po prostu spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Jeśli chodzi o okładkę, to bardzo mi się podoba. Uwielbiam białe okładki z minimalistycznym wzorem. Sięgnijcie po „Pożar krwi”, a być może Wam spodoba się bardziej. Polecam.